piątek, 28 czerwca 2013

O miłości do rzeczy używanych, lumpeksach, pchlich targach i wędrującej odzieży.


Pamiętam lumpeksowy/ciucholandowy, czy jak kto woli to nazywać boom w Polsce. Pamiętam jak w czasach liceum opuszczałam lekcje w środku planu dnia i jeździłam z moim najlepszym kumplem przeglądać kilometry wieszaków w starej rzeźni, w poszukiwaniu spodni Dickies czy Levis, lub bluz Fred Perry, bowiem te najlepiej schodziły na Allegro. Z zainteresowaniem oglądaliśmy jak chmary babć w beretach biją się o „nowy wieszak”, który właśnie wyjechał z zaplecza i wyrywają sobie najgorsze ochłapy, sfilcowane poliestrowe sweterki i bluzki w kwiatki. Myślę, że fenomen lumpeksów troszkę się zmniejszył, w przeciągu kilku lat chodzenie po sklepach z używaną odzieżą stało się czymś w rodzaju ciekawej wycieczki, z przygodami, podczas, której można upolować wyjątkowe okazy, liczba osób, która handluje używanymi „firmówkami” na allegro wzrosła do takiej ilości, że zajęcie to przestało być atrakcyjne finansowo, a ludzie którzy odwiedzają second handy dzielą się na tych, którzy szukają rzeczy vintage i tych, którzy wolą wydać 5 złotych a nie 50 na bluzkę z H&M, która znudziła się komuś w innej części Europy i postanowił po jednym sezonie wrzucić ją do kontenera z odzieżą używaną.

fot. Michał Kasprzyk

fot. Michał Kasprzyk

fot. Michał Kasprzyk. Więcej zdjęć: http://www.kasprzykowe.blogspot.com/

Z racji tego, że od jakiegoś czasu mieszkam w Niemczech doświadczam lumpeksowego boomu po raz kolejny, tym razem w odmiennym charakterze, ale od początku. Miałam ostatnio tę przyjemność uczestniczyć w wielkim pchlim targu, który odbywa się co tydzień w parku, w jednej z modniejszych dzielnic Berlina. Pierwszy raz brałam udział w roli sprzedającej, a nie snującego się od stoiska do stoiska klienta. Stojąc od świtu do późnego popołudnia wśród rzeczy z każdej kategorii oraz w tłumie z wszystkich zakątków świata doszłam do wielu fascynujących wniosków. To, że Niemcy są narodem oszczędnym wie każdy kto chociaż raz odwiedził ten piękny kraj, w jakimś sensie fakt, że są jedną z wiodących gospodarek w Europie, też z oszczędności wynika. Niezależnie od tego ile pieniędzy przeciętny mieszkaniec kraju zza Odry ma na koncie rozrzutnym nazwać go nie możemy. Dlatego też kwitnie tutaj handel wymienny, a także miłość do rzeczy używanych. Dochodzą do tego wysokie koszty utylizacji odpadów, dlatego zawsze zbędną rzecz lepiej sprzedać komuś, lub po prostu oddać za zwykłe „dziękuję”. Ale, ale, ale miało być o ciuchach , w dodatku wędrujących jak zapowiedziałam niedawno na facebook. Nazwałam je tak dlatego, bo przebywają ciekawą drogę: od kosza z używaną odzieżą w wybranym kraju UE, następnie skupowane są do Polski, w celu sprzedaży w ciucholandach, a w tych najlepsze okazy łowione są przez młodych i przedsiębiorczych Polaków by zaraz jako coś super vintage trafić na jedno z wielu targowisk w stolicy Niemiec, podejrzewam, że w innych miastach także. Interesujące jest szaleństwo w jakie wpadają kupujący, niektórzy już od 6 rano czyhają na najbardziej schodzone skórzane buty, okulary bez szkieł, albo paskudny sweter w tureckie wzory, zastanawiające są starsze panie (przykład z naszego stoiska), które znalazłszy bluzkę identyczną do tej, którą mają na sobie biorą w ciemno, nie sprawdzając nawet rozmiaru, po co? Tego nie wie nikt. Czy to się kiedyś Niemcom znudzi? Nie sądzę, kochają starzyznę, szukają rzeczy praktycznych, albo takich do których mają sentyment, które np. posiadali w przeszłości i chętnie posiądą po raz kolejny.
Wśród tych wszystkich ubrań, bibelotów, mebli, śmieci znajdują się też prawdziwe perły, ja sama natrafiłam ostatnio na stoisko Jiab, z używanymi rzeczami te nadrukowane na torby i koszulki obrazy nie mają nic wspólnego, ale zainteresowanie jest ogromne, zajrzyjcie koniecznie na stronę, a będąc w Berlinie, do Mauerparku, może znajdziecie koszulkę, którą wyrzuciliście do kosza z odzieżą kilka lat temu.






4 komentarze :

  1. ten post przypomniał mi o filmie dokumentalnym, który niedawno widziałam - "Die wundersame Reise der unnutzen Dinge" o tym, co dzieje się z rzeczami, które sprytni Polacy zwożą z niemieckich wystawek do Polski, trochę też o całym tym fenomenie, różnicach PL-DE itd.

    te buty na przedostatnim zdjęciu są przepiękne! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O! Dzięki za namiar, chętnie zobaczę też, bo to w jakiś sposób fascynujące zjawisko ;)

      Usuń
  2. Ciekawy artykuł :) Ja sama nie cierpię tłumów, dlatego wolę robić zakupy on-line, a i w sieci pojawiły się lumpeksy. http://szafaolico.pl/ - to mój osobiście ulubiony, zawsze się znajdą w nim jakieś firmowe ciuszki.

    OdpowiedzUsuń