Dziś drugi dzień świąt i jest to
dla mnie ostatnia szansa, żeby dokończyć wpis o poczęstunku
wigilijnym, w którym miałam okazję uczestniczyć na początku
miesiąca. Także dziś (myślę, że bardzo w temacie świąt)
będzie o jedzeniu. Jak wiadomo albo nie wiadomo chodzę na
intensywny kurs językowy prowadzony przez super lektorkę, która
prócz języka pragnie zaznajomić naszą grupę z niemiecką
kulturą, dlatego co jakiś czas urządzamy sobie coś w rodzaju
śniadania, w czasie którego rozmawiamy o różnych zwyczajach i
tradycji, tym razem było to śniadanie świąteczne, na które
Sybille postarała się przynieść świąteczne słodkości z
różnych stron Niemiec. Nie zabrakło też dekoracji i na środku
stołu pojawiła się bożonarodzeniowa, drewniana
piramida. Tradycja
w Polsce i zapewne innych krajach zupełnie nieznana, a według mnie
bardzo ciekawa wizualnie, szczególnie dla najmłodszych ma swoje
źródła w Saksonii. Piramida na planie koła, przypominająca
trochę swoją formę wiatrak zbudowana jest w całości z drewna, a
jej piętra, czasem kilka, a czasem kilkanaście zdobią drewniane
figurki inscenizujące róże sytuacje, oczywiście centralną i
najważniejszą scenę stanowi szopka. Wszystko wykonane ręcznie,
wystrugane z ogromną precyzją, można powiedzieć z niemiecką
precyzją. Nie muszę chyba dodawać, że ostatnimi czasy w wykonaniu
saksońskich piramid najlepsi są Tajwańczycy. Zadaniem piramidy
jest kręcić się i prezentować swoje wdzięki i jednocześnie
rozprzestrzeniać zapach kadzidła, które to wydostaje się z ust
tzw. Räuchermanna. Postać ta, równie ważna to dopełnienie
piramidy i za sprawą aromatycznego dymu uzupełnienie atmosfery przy
wigilijnym stole.


Jednak miało być o jedzeniu, a ja jak
zwykle zbaczam z tematu. Nie jestem pewna co dokładnie jedzą Niemcy
w wigilię, zapewne w każdym landzie jada się coś innego, wiem
jednak, że bardzo odświętnym daniem, jest pieczona gęś, coś na
wzór amerykańskiego indyka, im większa tym lepsza i smaczniejsza.
Moja znajoma twierdzi, że Niemcy jedzą w święta smażone
kiełbaski z sałatką ziemniaczaną, ale ja chcę wierzyć i
wyobrażać sobie, że na każdym stole ląduje dorodna gąska.
Na naszym wigilijnym śniadaniu nie
zabrakło Stollen, czyli drożdżowego ciasta z ogromną ilością
bakalii, marcepanu i cukru pudru. Ciasto pochodzi, tak jak piramida
także z Saksonii, na koniec tej notki dojdę do wniosku, że ten
land jest źródłem większości niemieckich tradycji. Mieliśmy
okazję spróbować także dominosteine, czyli małych kostek
piernika z galaretką i marcepanem polanych oblanych czekoladą,
marzipankartoffeln czyli marcepanowych kartofelków, ogólnie było
dużo marcepanu. Sybille zaznajamia nas z swoją kulturą, a my nie
pozostajemy jej dłużni, dlatego każdy przygotował coś
charakterystycznego dla swojego kraju. Na stole pojawiła się
hiszpańska tortilla de patatas, włoski tort makaronowy, grecka
musaka, którą na pewno spróbuję zrobić samemu oraz wiele innych
przysmaków, których nie zdołałam nawet spróbować. Może się
uda na kolejnym śniadaniu. A na koniec trochę zdjęć z Weihnachtsmarkt.