piątek, 18 stycznia 2013

Bold&Brave czyli styczniowe Bread&Butter

Bread&Butter to nazwa, która dobrze znana jest każdemu, kto związany jest z pracą w dużych koncernach odzieżowych, a także temu kto marzy aby jego firma w taki koncern prędzej czy później się przerodziła. Jedne z największych targów odzieżowych na świecie skupiają się na modzie, którą możemy określić jako ‘miejską’. Wydarzenie ma miejsce dwa razy do roku, w Berlinie, w budynku byłego lotniska Tempelhof (w latach 2006-2009 targi odbywały się w Barcelonie). Miejsce pod takiego rodzaju wydarzenie dobrane jest idealne, mnie osobiście lotnisko kojarzy się z klimatem starych filmów albo z serialami Mad Men czy PanAm.


Na czas targów w ogromnych halach tworzy się swoista platforma o charakterze komunikacyjnym i marketingowym na płaszczyźnie, której spotykają się przedstawiciele marek z sektorów street fashion, denim, sportswear i casual. Oficjalny podtytuł -„tradeshow for selected brands“, idealnie oddaje charakter tego co możemy na targach zobaczyć: wyselekcjonowane marki mają okazję przez kilka dni pokazać kierunek, w którym podążają, trendy, którymi się sugerują, a co najważniejsze filozofię jaką niesie za sobą dany brand. Całość tworzona jest z ogromnym rozmachem, stoiska prześcigają się w swojej formie, w sposobie przyciągania potencjalnego klienta. Mnie osobiście najbardziej zainteresowały te specjalizując się w temacie denim, ponieważ na niektórych z nich można było zobaczyć jak krok po kroku powstają jeansy. Począwszy od krojenia, przez szycie, nabijanie nitów, na „designerskich niszczeniu” i grawerowaniu kończąc. Jak powstają klasyczne „five pocets” pokazywała włoska firma Laboratorio by Candiani, która na potrzeby targów stworzyła prawdziwe jeansowe laboratorium. Cierpliwi mogli doczekać się własnej pary i zakupić ją na miejscu, z miłą świadomością, że pieniążki z zakupionych spodni zostanę przekazane dla organizacji non-profit wspomagającej zatrudnianie osób niepełnosprawnych.


Tegoroczna, styczniowa edycja B&B odbywała się pod hasłem Bold&Brave, wydaje mi się, że „brave” dotyczy tutaj odwiedzających, ponieważ by odwiedzić wszystkie stoiska i rzeczywiście zaznajomić się z ofertą trzeba wiele odwagi i zmysłu prawdziwego stratega. Zapewne dla chcącego i odważnego nie jest to nic trudnego, a bardzo pomocnym staje się przygotowany przez organizatorów przewodnik wraz z czytelną mapą. Moją wizytę determinowało towarzystwo dwumiesięcznego Piotrusia, który dzielnie przespał praktycznie całe „zwiedzanie” robiąc sobie małą przerwę na jedzenie w mini barze zaaranżowanym na stoisku Pepe Jeans, na którym swoją drogą też można było otrzymać jeansy z robionymi na zamówienie dodatkami. Poniżej mała fotorelacja, a ja z tego miejsca obiecuje wkrótce kilka słów na temat marek, które moim zdaniem zasługują na szczególną uwagę.