Jestem z powrotem, wracam z świata
majówki, chorób układu oddechowego, wizyt na pogotowiu i innych
mało sympatycznych doświadczeń. Dziś korzystając z okazji, że
moje słodkie dziecię właśnie ucina sobie drzemkę będzie o
nostalgii za przeszłością, stękaniu, że kiedyś było lepiej,
inaczej czyli fajniej i o wszystkich innych uczuciach jakie pojawiły
się w moim sercu i głowie w czasie wizyty w berlińskim Muzeum Fotografii aka Fundacji Helmuta Newtona. Nie wiem od czego by tu
zacząć aby mój arcyskomplikowany wywód miał sens, może od tego,
że codziennie oglądamy masę zdjęć, a to w internecie, a to w
gazecie, na ulicy, w metrze, w centrach handlowych, obraz zatrzymany
za pomocą aparatu otacza nas na wszystkie możliwe sposoby. Lepszy
lub gorszy, zapadający w pamięć lub wręcz przeciwnie. W
współczesną fotografię modową/reklamową etc. włożona jest
ogromna praca, godziny, jeśli nie dni i tygodnie przed komputerem,
poprawianie czyjejś urody, wygładzanie, wyszczuplanie, wyciąganie
kolorów, wyśrubowywanie kontrastu, wszelkie zabiegi mające na
celu osiągnięcie perfekcyjnego zdjęcia, które sprzeda dany
produkt, sprawi, że osoba sfotografowania wyda nam się bardziej
interesująca niż jest w rzeczywistości. Nie jestem pewna w jakich
proporcjach na sukces fotografii i jej autora składa się praca z
obiektywem, a ta którą później wykonuje w photoshopie, który
wielu określa współczesną ciemnią. Wydaje mi się, że proporcje
są zachwiane. A myśl ta przyszła mi do głowy właśnie
odwiedzając wspomniane wcześniej muzeum fotografii, gdzie na dwóch
piętrach zgromadzona została całkiem zasobna kolekcja zdjęć
australijskiego arcytalentu jakim był Newton. Siła jaka bije z
kobiecości, którą fotograf ujął na swoich obrazach zaskakuje,
łapie za serce i nie sposób zapomnieć tego wrażenia. Na wielu
stronach internetowych przeczytamy, że fotografie N. są przesycone
fetyszystyczną estetyką i mają kontrowersyjny charakter. Moim
zdaniem jest to ogromne uproszczenie, nadające całości płaski
charakter, bo przecież fotografie artysty to przede wszystkim
przepiękne ujęcie kobiecości, siły, charakteru, to ukłon w
stronę kobiet, które na większości zdjęć przedstawiane są
niczym mityczne heroiny. Oglądając zdjęcia zapominamy, że autor
współpracował z Vouge, że część z nich ma komercyjny
charakter, hipnotyzuje nas obraz pełen tajemniczego piękna,
harmonii, a jednocześnie zaczynamy za czymś tęsknić, szczególnie
oglądając ujęcia z lat 80', w których tkwi coś dziewiczego,
beztroskiego. Prezentowane nań życie pięknych, doskonałych pod
względem warunków fizycznych kobiet i mężczyzn, budzi nostalgię
za czasem, kiedy nie było jeszcze photoshopa, internetu, a retuszu
zdjęć dokonywało się ręcznie, aż chciałoby się powiedzieć
„wtedy to było życie” ;). Możemy się zacząć zastanawiać,
czy kiedyś ludzie byli doskonalsi (?) nie wymagali tylu poprawek (?)
do głowy celebrytek nie trzeba było przeklejać ciał modelek, żeby
wszystko „ładnie” wyglądało. Nie wiem jak was, ale mnie
współczesna fotografia nie porywa z taką siłą jak zdjęcia
Newtona czy Avedona. Mam wrażenie, że współcześni twórcy powoli
gromadzą się w ślepym zaułku, gdzie myśli co się stanie ze
zdjęciem „po” jego zrobieniu przesłaniają siłę wizji jaka
powinna towarzyszyć w „trakcie” powstawania ujęcia. Jest to
oczywiście moja luźna myśl, mogę się zupełnie mylić, ale i tak
po wizycie w newtonie, nie opuszcza mnie uczucie, że kiedyś było
lepiej.
i stąd http://www.heise.de/foto/bilderstrecke/bilderstrecke_1588981.html i jeszcze stąd http://www.swiatobrazu.pl/fotografia-na-swiecie-australia-cz-1-25803.html,2
No proszę, ja byłam w Berlinie ledwo kilka dni wcześniej i oczywiście, również odwiedziłam Muzeum Fotografii. Z jednej strony zgadzam się z tobą, niejednokrotnie już odnosiłam wrażenie, że retusz zdjęć analogowych był o wiele szlachetniejszy, był zupełnie innym rodzajem poprawiania zdjęć. Zaraz potem zaczynam się zastanawiać czy to jednak o to właśnie chodzi? Czy nie jest tak, że po prostu przed erą internetu fotograf musiał być rzeczywiście wybitny byśmy trafili na efekty jego pracy? Może wraz z photoshopem i zmianą sposobu upowszechniania treści mamy dostęp zwyczajnie do zbyt dużej ilości zdjęć, a przez to, nawet statystycznie, do tych słabszych? Istnieją przecież nadal artyści, którzy photoshopem obrabiają zdjęcia tworząc piękne obrazy, ba, nadal są fotografowie analogowi, którzy retuszują zdjęcia ręcznie, a efekty ich pracy niejednokrotnie powalają.
OdpowiedzUsuńJak tylko mi się uspokoi zawodowo to napiszę notkę o moich wrażeniach z Berlina i z tej wystawy również. Bardzo fajnie jest porównać wrażenia. :)
Masz rację, internet i ogólna dostępność medium jakim jest fotografia w pewnym sensie "spłaszczają" wartość zdjęć, trudno w dzisiejszych czasach w łatwy sposób oddzielać przysłowiowe ziarno od plew. A i muszę się zgodzić z tym, że jest wielu współczesnych, którzy w cyfrowym świecie tworzą prawdziwe cuda :)
OdpowiedzUsuń