Z okazji urodzin doczekaliśmy się ilustracji urodzinowej stworzonej przez Monikę Wyłogę. Odwiedźcie koniecznie jej fanpage, no i rzecz jasna nasz sobotni.
niedziela, 29 grudnia 2013
sobotarano
Wiem, że jest niedziela wieczór, ale będzie o sobocie. Otóż w sobotę wstaję rano, zazwyczaj o bladym świcie, bo wtedy też wstaje mój wspaniały syn i gdzieś pomiędzy kawą dla mamy, a butelką dla dziecka przypomina mi się, że już za chwilkę, już za moment na skrzynkę mailową niedzielawieczor@gmail.com zaczną przychodzić maile sobotnich poranków z różnych stron Polski i nie tylko. Cztery lata temu moje sobotnie poranki wyglądały zupełnie inaczej, zresztą mogę sobie powspominać zaglądając w archiwum bloga. Bo o blogu sobotarano jest ten post. Znacie? Wysyłacie zdjęcia? Niedawno ta nietypowa inicjatywa łódzkich artystów, która szybko zdobyła swoich fanów obchodziła swoje czwarte urodziny. Czas leci, na blogu pojawiło się setki zdjęć, myślę, że z czasem nabierają one coraz większej wartości. Jeśli nie braliście jeszcze udziału to zapraszam, dołączcie do współtwórców bloga.
Z okazji urodzin doczekaliśmy się ilustracji urodzinowej stworzonej przez Monikę Wyłogę. Odwiedźcie koniecznie jej fanpage, no i rzecz jasna nasz sobotni.
Z okazji urodzin doczekaliśmy się ilustracji urodzinowej stworzonej przez Monikę Wyłogę. Odwiedźcie koniecznie jej fanpage, no i rzecz jasna nasz sobotni.
Etykiety:
blog ze zdjęciami
,
Monika Wyłoga Ilustration
,
niedziela wieczór
,
poranek
,
sobota rano
,
sobotarano
,
Wyloga Ilustration
czwartek, 26 grudnia 2013
Święta po niemiecku
Dziś drugi dzień świąt i jest to
dla mnie ostatnia szansa, żeby dokończyć wpis o poczęstunku
wigilijnym, w którym miałam okazję uczestniczyć na początku
miesiąca. Także dziś (myślę, że bardzo w temacie świąt)
będzie o jedzeniu. Jak wiadomo albo nie wiadomo chodzę na
intensywny kurs językowy prowadzony przez super lektorkę, która
prócz języka pragnie zaznajomić naszą grupę z niemiecką
kulturą, dlatego co jakiś czas urządzamy sobie coś w rodzaju
śniadania, w czasie którego rozmawiamy o różnych zwyczajach i
tradycji, tym razem było to śniadanie świąteczne, na które
Sybille postarała się przynieść świąteczne słodkości z
różnych stron Niemiec. Nie zabrakło też dekoracji i na środku
stołu pojawiła się bożonarodzeniowa, drewniana piramida. Tradycja
w Polsce i zapewne innych krajach zupełnie nieznana, a według mnie
bardzo ciekawa wizualnie, szczególnie dla najmłodszych ma swoje
źródła w Saksonii. Piramida na planie koła, przypominająca
trochę swoją formę wiatrak zbudowana jest w całości z drewna, a
jej piętra, czasem kilka, a czasem kilkanaście zdobią drewniane
figurki inscenizujące róże sytuacje, oczywiście centralną i
najważniejszą scenę stanowi szopka. Wszystko wykonane ręcznie,
wystrugane z ogromną precyzją, można powiedzieć z niemiecką
precyzją. Nie muszę chyba dodawać, że ostatnimi czasy w wykonaniu
saksońskich piramid najlepsi są Tajwańczycy. Zadaniem piramidy
jest kręcić się i prezentować swoje wdzięki i jednocześnie
rozprzestrzeniać zapach kadzidła, które to wydostaje się z ust
tzw. Räuchermanna. Postać ta, równie ważna to dopełnienie
piramidy i za sprawą aromatycznego dymu uzupełnienie atmosfery przy
wigilijnym stole.
Jednak miało być o jedzeniu, a ja jak
zwykle zbaczam z tematu. Nie jestem pewna co dokładnie jedzą Niemcy
w wigilię, zapewne w każdym landzie jada się coś innego, wiem
jednak, że bardzo odświętnym daniem, jest pieczona gęś, coś na
wzór amerykańskiego indyka, im większa tym lepsza i smaczniejsza.
Moja znajoma twierdzi, że Niemcy jedzą w święta smażone
kiełbaski z sałatką ziemniaczaną, ale ja chcę wierzyć i
wyobrażać sobie, że na każdym stole ląduje dorodna gąska.
Na naszym wigilijnym śniadaniu nie
zabrakło Stollen, czyli drożdżowego ciasta z ogromną ilością
bakalii, marcepanu i cukru pudru. Ciasto pochodzi, tak jak piramida
także z Saksonii, na koniec tej notki dojdę do wniosku, że ten
land jest źródłem większości niemieckich tradycji. Mieliśmy
okazję spróbować także dominosteine, czyli małych kostek
piernika z galaretką i marcepanem polanych oblanych czekoladą,
marzipankartoffeln czyli marcepanowych kartofelków, ogólnie było
dużo marcepanu. Sybille zaznajamia nas z swoją kulturą, a my nie
pozostajemy jej dłużni, dlatego każdy przygotował coś
charakterystycznego dla swojego kraju. Na stole pojawiła się
hiszpańska tortilla de patatas, włoski tort makaronowy, grecka
musaka, którą na pewno spróbuję zrobić samemu oraz wiele innych
przysmaków, których nie zdołałam nawet spróbować. Może się
uda na kolejnym śniadaniu. A na koniec trochę zdjęć z Weihnachtsmarkt.
Etykiety:
marzipankartoffeln
,
Niemcy
,
piramida drewniana
,
Räuchermann
,
Stollen
,
tradycja
,
Weihnachtsmarkt
poniedziałek, 16 września 2013
Najzdolniejsi Vol. 2: Michał Polak
Kilka
lat temu poznaliśmy się na parkiecie jednego z łódzkich klubów,
nikt z nas nie przypuszczał, że przyjaźń zaowocuje kiedyś
współpracą, nie byłoby współpracy gdyby nie fakt, że Michał
posiada niezwykły talent, talent wyjątkowego postrzegania świata.
Kiedy przyglądam się fotografiom, które tworzy marzy mi się żeby
na sekundę znaleźć się w jego głowie i poddać się tym
wszystkim niepokojom i kłębiącym się myślom. Jak sam mówi
Przelewa na matryce niepokoje niezintegrowanego ze społeczeństwem;
fascynuje się bezosobowością i zacieraniem płciowości. Poznajcie
samouka, łodzianina, Michała Polaka
Zapowiedź Lookbook ODIO |
Twoja
fotografia po raz kolejny stanowi bazę do identyfikacji wizualnej
Young Fashion Photographers Now (wcześniej także zdjęcia Michała były wykorzystywane na
potrzebę OFF Out Of Schedule), fajne uczucie?
Oczywiście,
to wyróżnienie bardzo mnie ucieszyło, zwłaszcza, że to
największa impreza modowa w Polsce. Kilkukrotne pojawienie się w
identyfikacji świadczy, mam nadzieję, o dobrym poziomie tego, co
robię. Zresztą, w skład zespołu wybierającego uczestników
wystawy wchodzą osoby, które mogą być wzorem, więc ich
przychylność to dobry znak.
Zdjęcie wykorzystane do identyfikacji YFPN |
Współpracujesz
z polskimi projektantami, tworzysz niezwykłe sesje, w których moda
gra pierwsze skrzypce, ale ja w tych zdjęciach widzę coś więcej,
jest w nich jakiś wspólny mianownik, który przyciąga, fascynuje.
Zdradzisz mi swoją tajemnicę? :P
Nie
lubię, a może nie potrafię, robić dynamicznych zdjęć kobiet
skaczących przez niewidzialne przeszkody albo kręcących się wokół
własnej osi z uśmiechem na twarzy. Dlatego może moje zdjęcia są
mniej atrakcyjne pod względem modowym, a bardziej sprawiają
wrażenie klimatycznego obrazu. Interesuje mnie pewien rodzaj spokoju
i znieruchomienia. Staram się go przełożyć na to, w jaki sposób
ustawiam modeli. A może to po prostu tylko specyficzny sposób
patrzenia na ludzi. ;)
Zdjęcia z cyklu: od 5 do 10 stopni. wiatr porywisty. |
To
trudne pytanie, bo nie wiem czy mam jakiś konkretny przekaz, czy to
bardziej moja estetyka. To, co mi się podoba i w jaki sposób widzę
świat. I właśnie otoczenie jest dla mnie największą inspiracją.
To, co mnie otacza kiedy idę ulicą albo siedzę na skwerze. To,
czego słucham i oglądam na youtube. Także osobowości moich
znajomych. Co do miejsc, to ciągnie mnie w miejsca opuszczone, w
których natura zaczyna na nowo rządzić.
Sesje,
które tworzysz często odbywają się w plenerze, czy w otwartej
przestrzeni czujesz większą swobodę, czy „na zewnątrz” wydaje
ci się bardziej plastyczne?
Lubię
światło słoneczne na zdjęciach. Naturalne światłocienie.
Miejsca, które wybieram pozwalają na uzyskanie głębszego
nastroju. Mają swoją historię która uzupełnia całość
stylizacji, modela i makijażu.
Wiem,
że w czasie sesji jesteś człowiekiem orkiestrą, pracujesz nad
zdjęciami, ale także troszczysz się o stylizację i scenografię,
trudno połączyć te wszystkie role, czy przychodzi ci to
naturalnie?
ODIO various |
Nie
będę ukrywać, że jest to dla mnie trudne :) Mam zazwyczaj bardzo
konkretny obraz tego, co chciałbym uzyskać. Chociaż jest już
prościej niż było bo na mojej drodze pojawiają się ludzie,
którym mogę zaufać i powiedzmy - scedować na nich część zadań.
Oczywiście tylko część:) Stylizacje robię nadal sam.
Jak
oceniasz kondycję polskiej fotografii modowej, interesuje cię w
ogóle co robią inni, czy skupiasz się tylko na swoich działaniach?
Nie
śledzę żadnego z portali publikujących sesje zdjęciowe jedną po
drugiej. Jest kilka blogów, które oglądam i od czasu do czasu
pojawiają się tam sesje modowe. Jednak są to raczej strony
zagraniczne i tylko czasami trafi się coś polskiego. Myślę, że
w Polsce jest wiele osób, które robią zdjęcia w bardzo podobny
sposób i tak, by one się podobały ludziom. Konkretna estetyka.
Chyba istnieje popyt na zdjęcia typu rozkładówka z chłopakiem z
bravo girl, mam rację? Ja chyba nie potrafię w ten sposób, więc
muszę iść trudniejszą drogą. Swoją drogą.:)
Jakie
masz plany na przyszłość, marzenia?
Najważniejsza
dla mnie jest nieustanna edukacja, rozwój, nie stać w miejscu z
jednym sposobem patrzenia. Szukać, rozwijać, zgłębiać. A co do
marzeń? Chyba największym jest, by kiedyś mieć możliwość
pracować z Małgosią Belą.
stronie i fanpageCykl: bezczas |
Więcej zdjęć Michała znajdziecie na jego
Etykiety:
fashion week poland
,
Michał Polak
,
Michał Polak fotografie
,
ODIO
,
polisch fashion photography
,
young fashion photografers now
piątek, 30 sierpnia 2013
W ogrodzie, czyli co robię kiedy nie piszę nowych postów.
Kilka
dni temu spacerowałam z młodym po parku, oczekując aż mój luby
wyjdzie z gabinetu dentystycznego i jakież było moje zdziwienie, że
duża ilość liści leży już pod drzewami, a nie ładnie i zielono
sobie rośnie. Nie wiem gdzie się podziało lato, nie odnotowałam
wiosny, z wiosny pamiętam jedną wizytę w parku, jeszcze na
Weddingu, zaraz kiedy wzrosła temperatura i odtajała ziemia.
Pomyślałam wtedy, że to wspaniale, że zaraz będzie można
zrzucić płaszcz i spacerować w swetrze, a zaraz potem w samej
koszulce. Teraz znów trzeba kompletować garderobę jesienno-zimową,
na szczęście zima tutaj nie doskwiera tak bardzo jak np. na Śląsku,
ale nie o tym, nie o tym... miało być o tym jak ucieka czas i jak
coraz mniej go mam, a zajęć coraz więcej i boję się, że obudzę
się jutro i będę po czterdziestce. Marzy mi się rezerwa czasowa,
z której mogłabym czerpać i np. pisać coś tutaj albo dodawać
zdjęcia tutaj.
Nie wiem skąd biorą czas na blogowanie mamy, autorki blogów o
macierzyństwie, piszą nocą? Ich dzieci nie pragną ciągłej
uwagi, zabawy, czytania książeczek, układania wieży z klocków?
Zapewne jestem źle zorganizowana i ogólnie sobie nie radzę stąd
ten ciągły bieg, a może zamiast „siedzieć na necie” staram
się każdą możliwą chwilę spędzać z młodym, który
najprawdopodobniej już za miesiąc zacznie swoją przygodę ze
żłobkiem. Dziś np. odwiedziliśmy bardzo fajne miejsce, polecam
absolutnie każdemu, kto lubi spacerować i cieszyć oko zielenią.
Mówię o Gärten der Welt czyli
Ogrodach Świata. Internet mówi, że miejsce to zostało utworzone w
1987 z okazji 750-lecia Berlina. Podobno na początku było tam
zupełnie nieciekawie i zwyczajnie, a po upadku muru powstał
prawdziwy raj oddający charakter orientalnych ogrodów jakie możemy
spotkać w Chinach, Japonii czy Korei. O ogrodach możecie
przeczytać tutaj.
A ja mogę powiedzieć, że średnia wieku w tym miejscu to 130 lat,
zatem każdy o mentalności staruszka będzie czuł się tam jak w
raju. Wstęp 4 euro, dzieci poniżej szóstego roku życia
wchodzą za friko. Zapraszam do relacji foto:
Etykiety:
berlin
,
fotografia
,
Garten der welt
,
ogród
,
ogród chiński
,
ogród japoński
,
orientalnie
niedziela, 18 sierpnia 2013
Wakacje
W drodze znad morza (bardzo długiej drodze) odwiedziliśmy Ostrów Wielkopolski, gdzie znajduje się odrestaurowana bardzo ciekawa architektonicznie synagoga synagoga, która pełni rolę centrum kulturalnego. W ogóle miasteczko robi bardzo fajne wrażenie.
http://forumsynagoga.pl/ |
pyszności z Tari Bari Bistro |
Etykiety:
manekin naleśniki
,
międzywodzie
,
off piotrkowska
,
parenting
,
park linowy
,
pogorzelica
,
polskie wybrzeże
,
synagoga ostrów wielkopolski
,
tari bari bistro
,
wakacje
,
wakacje z dzieckiem
piątek, 28 czerwca 2013
O miłości do rzeczy używanych, lumpeksach, pchlich targach i wędrującej odzieży.
Pamiętam lumpeksowy/ciucholandowy, czy jak kto woli to nazywać boom w Polsce. Pamiętam jak w czasach liceum opuszczałam lekcje w środku planu dnia i jeździłam z moim najlepszym kumplem przeglądać kilometry wieszaków w starej rzeźni, w poszukiwaniu spodni Dickies czy Levis, lub bluz Fred Perry, bowiem te najlepiej schodziły na Allegro. Z zainteresowaniem oglądaliśmy jak chmary babć w beretach biją się o „nowy wieszak”, który właśnie wyjechał z zaplecza i wyrywają sobie najgorsze ochłapy, sfilcowane poliestrowe sweterki i bluzki w kwiatki. Myślę, że fenomen lumpeksów troszkę się zmniejszył, w przeciągu kilku lat chodzenie po sklepach z używaną odzieżą stało się czymś w rodzaju ciekawej wycieczki, z przygodami, podczas, której można upolować wyjątkowe okazy, liczba osób, która handluje używanymi „firmówkami” na allegro wzrosła do takiej ilości, że zajęcie to przestało być atrakcyjne finansowo, a ludzie którzy odwiedzają second handy dzielą się na tych, którzy szukają rzeczy vintage i tych, którzy wolą wydać 5 złotych a nie 50 na bluzkę z H&M, która znudziła się komuś w innej części Europy i postanowił po jednym sezonie wrzucić ją do kontenera z odzieżą używaną.
fot. Michał Kasprzyk |
fot. Michał Kasprzyk |
fot. Michał Kasprzyk. Więcej zdjęć: http://www.kasprzykowe.blogspot.com/ |
Z racji tego, że od jakiegoś czasu mieszkam w Niemczech doświadczam lumpeksowego boomu po raz kolejny, tym razem w odmiennym charakterze, ale od początku. Miałam ostatnio tę przyjemność uczestniczyć w wielkim pchlim targu, który odbywa się co tydzień w parku, w jednej z modniejszych dzielnic Berlina. Pierwszy raz brałam udział w roli sprzedającej, a nie snującego się od stoiska do stoiska klienta. Stojąc od świtu do późnego popołudnia wśród rzeczy z każdej kategorii oraz w tłumie z wszystkich zakątków świata doszłam do wielu fascynujących wniosków. To, że Niemcy są narodem oszczędnym wie każdy kto chociaż raz odwiedził ten piękny kraj, w jakimś sensie fakt, że są jedną z wiodących gospodarek w Europie, też z oszczędności wynika. Niezależnie od tego ile pieniędzy przeciętny mieszkaniec kraju zza Odry ma na koncie rozrzutnym nazwać go nie możemy. Dlatego też kwitnie tutaj handel wymienny, a także miłość do rzeczy używanych. Dochodzą do tego wysokie koszty utylizacji odpadów, dlatego zawsze zbędną rzecz lepiej sprzedać komuś, lub po prostu oddać za zwykłe „dziękuję”. Ale, ale, ale miało być o ciuchach , w dodatku wędrujących jak zapowiedziałam niedawno na facebook. Nazwałam je tak dlatego, bo przebywają ciekawą drogę: od kosza z używaną odzieżą w wybranym kraju UE, następnie skupowane są do Polski, w celu sprzedaży w ciucholandach, a w tych najlepsze okazy łowione są przez młodych i przedsiębiorczych Polaków by zaraz jako coś super vintage trafić na jedno z wielu targowisk w stolicy Niemiec, podejrzewam, że w innych miastach także. Interesujące jest szaleństwo w jakie wpadają kupujący, niektórzy już od 6 rano czyhają na najbardziej schodzone skórzane buty, okulary bez szkieł, albo paskudny sweter w tureckie wzory, zastanawiające są starsze panie (przykład z naszego stoiska), które znalazłszy bluzkę identyczną do tej, którą mają na sobie biorą w ciemno, nie sprawdzając nawet rozmiaru, po co? Tego nie wie nikt. Czy to się kiedyś Niemcom znudzi? Nie sądzę, kochają starzyznę, szukają rzeczy praktycznych, albo takich do których mają sentyment, które np. posiadali w przeszłości i chętnie posiądą po raz kolejny.
Wśród tych wszystkich ubrań,
bibelotów, mebli, śmieci znajdują się też prawdziwe perły, ja
sama natrafiłam ostatnio na stoisko Jiab, z używanymi rzeczami te
nadrukowane na torby i koszulki obrazy nie mają nic wspólnego, ale
zainteresowanie jest ogromne, zajrzyjcie koniecznie na stronę, a
będąc w Berlinie, do Mauerparku, może znajdziecie koszulkę, którą
wyrzuciliście do kosza z odzieżą kilka lat temu.
Etykiety:
lumpeks
,
mauerpark
,
michał kasprzyk fotografia
,
odzież używana
,
second hand
piątek, 7 czerwca 2013
Najzdolniejsi Vol.1: DIESING' wywiad z Agnieszką Diesing
Wracam po dłuższej przerwie spowodowanej przeprowadzką i tym samym rozpoczynam na blogu cykl wywiadów z najzdolniejszymi osobami, jakie miałam okazję dotychczas poznać, z którymi miałam okazję pracować i którym moim zdaniem należy się szczególna uwaga ponieważ w pewnym sensie stanowią przyszłość polskiej kultury, designu, mody, sztuki itd. Dziś spotkanie z Agnieszką Diesing, współczesną kobietą renesansu, enjoy:
Niedawno minął rok od twojej obrony na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, jak Ci minął ten czas, czy masz więcej czasu na pracę, czy z perspektywy czasu pójście na ASP to był dobry pomysł?
Niedawno minął rok od twojej obrony na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, jak Ci minął ten czas, czy masz więcej czasu na pracę, czy z perspektywy czasu pójście na ASP to był dobry pomysł?
W
momencie gdy decydowałam o
wyborze uczelni pójście na ASP było jedyną dobrą opcją,
co więcej zdałam za drugim razem i roczna
przerwa jeszcze bardziej umocniła mnie w postanowieniu, że muszę
na Akademii się znaleźć.
Rok
po dyplomie, nie zwalniam tempa cały czas się ścigam z
terminami, czasu na pracę jest
więcej, ale teraz
ciężko uporządkować dzień, studia robią to za ciebie,
działasz według planu, sama muszę decydować co kiedy robić żeby
było dobrze.
Jesteś twórczynią działającą na wielu polach,
zajmujesz się grafiką projektową, malarstwem, fotografią, video, która z dziedzin jest ci najbliższa,
która pochłania najwięcej czasu, która przynosi najwięcej
satysfakcji?
Najbliższe
są mi fotografia i
malarstwo, te zajęcia
przychodzą
mi najłatwiej, to
jest jak oddychanie, nie muszę nad tym siedzieć godzinami a
wiem, że jeśli poddam się intuicji to efekt będzie dla mnie
zadowalający.
Grafika
projektowa to dla mnie rzemiosło- daje mi pieniądze, ale
czasem przynosi wiele
trudu,
są momenty, gdy nie do końca czuję daną
rzecz, wtedy rezygnuję ze zlecenia lub szukam
rozwiązania mniej "projektowego". Wiem że doskonalenie
warsztatu nadal przede mną, są dziedziny, nad którymi muszę
popracować ale się nie zniechęcam. Od jakiegoś czasu zajmuję się
też video. myślę bardziej fotograficznie, komponuję kadry trochę
jak zdjęcia a potem w procesie
montażu pozwalam sobie na
szaleństwo, to mi sprawia ogromną frajdę bo robię
coś nowego i mogę łączyć zdobyte wcześniej doświadczenia
przygotowując np. krótkie promo video dla klubów itp.
Trudno
jest być grafikiem w Polsce, jeśli tak to dlaczego?
Myślę,
że trudno, ale to też zależy w jakim środowisku się obracamy,
dla mnie były to zawsze bardziej środowiska niezależne, trochę
eksperymentalne, ale nawet gdy zdarzy mi się pracować przy
jakimś zleceniu dla korporacji, to zauważam że się
tej pracy nie docenia, jest to trudne bo ja muszę mieć
realny zarobek z tego co robię i tworzenie 10 rzeczy do portfolio na
niewiele się zda. Polacy nadal nie rozumieją że dla zrobienia
banalnego plakatu na wydarzenie muzyczne czasem muszę poświecić
cały dzień, i nie robię tego dla przyjemności, przyjemność to
produkt uboczny tego procesu,robię to aby
wypełnić oczekiwania klienta i otrzymać wynagrodzenie a nie bo "lubię rysować". Ręce opadają mi jak ktoś opisuje w mailu
co mam dla niego zrobić, a potem obraża się że chcę za to więcej
niż 100 zł. To oczywiście taki przykład, ale ludzie nie
rozumieją, że każde wygenerowanie czegoś, co ma postać wizualną
i swoją formę, wartość to też praca.
Jesteś
związana zawodowo z sopockim Sfinksem700, powiedz coś o swoim
mariażu z środowiskiem muzycznym, clubbingowym, czy zgadzasz się z
powszechną ostatnio opinią, że polski clubbing is dead?
W Sfinksie zaczynałam od zmywaka,właśnie w przerwie między liceum a
Akademią gdy miałam rok przerwy, praca
w klubie jakoś we mnie została, teraz dobrze
orientuję się w tych klimatach, poznałam pełno bardzo zdolnych
ludzi, którzy tworzą muzykę lub podają ją publiczności
w świetnej formie. Sfinks teraz jest dla mnie klubem w którym mogę
działać kreatywnie łącząc jego idee z komercyjnym
wymiarem tego miejsca. Nie zawsze się udaje ale bardzo się
staram,bo to miejsce ma w moim sercu szczególne miejsce, jak
i osoby z nim związane. Clubbing przeżywa teraz dziwny okres, nie
wiem czy jest dead ale na pewno ma się gorzej niż kilka lat temu,
może to przez mnogość tych wszystkich wydarzeń bez większej
wartości, ale może też ludzie zaczęli spędzać czas trochę obok
klubów, tu szukałabym przyczyny. Nie należy też zapominać o
komercyjnym wymiarze clubbingu teraz, kiedyś był
bardziej elitarny, wymagał czegoś od słuchacza, teraz schlebia
jego nie rzadko złemu gustowi.
Nie
ukrywam, że interesuje mnie Twoja współpraca z środowiskiem
modowym, same miałyśmy okazję współpracować, powiedz co Ci dają
sesje zdjęciowe i kręcenie modowych klipów, czy ma to jakiś wpływ
na twoją pracę jako grafika, czy są to zupełnie odmienne
historie?
Mój
romans z modą to nie jest łatwa rzecz. Jestem daleka od określania
siebie jako np. fotografa modowego, jest ich tak wielu tych dobrych i
tych złych. wiem, że się do nich nie zaliczam, lawiruję raczej
pomiędzy światem mojej fotografii która opiera się
głównie na portrecie i reportażu, a oczekiwaniami ludzi
związanych z modą. Oczywiście lubię od czasu do czasu zrobić
jakiś ciekawy lookbook, pomyśleć o tym niekonwencjonalnie, nie
skupiać się na upiększaniu i głaskaniu takich zdjęć na siłę,
ale też nie udziwniać, przesadzać, to mnie drażni gdy patrząc na
zdjęcia mające prezentować odzież nie wiem za bardzo o co chodzi.
Video
modowe to świetna sprawa, bliższe mi są te luźniejsze, wynika to
pewnie z tego że nadal potrzebuję doświadczenia, ale mam chęci na
coś ambitniejszego i wymagającego więcej pracy, podobnie jak ze
zdjęciami też raczej interesuje mnie coś pomiędzy pokazaniem
odzieży, a jakąś wizją ale w równowadze, bez przesady.
Wiem, że nikt nie lubi tego pytania, ale muszę je zadać (wcale nie muszę ale zadam) co cię inspiruje?
BOLA |
lookbook Anna Hipsz |
Wiem, że nikt nie lubi tego pytania, ale muszę je zadać (wcale nie muszę ale zadam) co cię inspiruje?
Nie
chcę wyjść na jakiegoś bufona ale malarstwo, każde, epoka nie
gra roli. Druga sprawa to internet, blogi typu tumblr, czasem można
znaleźć coś na prawdę nowatorskiego i się zainspirować. Trzecia
rzecz to znajomi, wiem że to może niepopularne, może nie powinnam
się przyznawać ale znam tyle bardzo zdolnych kreatywnych osób.
Wystarczy sobie pooglądać i już ma się power do działania. Nie
chodzi mi tu o cytowanie kogoś ale o to że czasem zamykamy się na
jakieś rzeczy niepotrzebnie,całe życie myślałam że ciapanie
akwarelami i wkładanie tego do plakatów
jest jakieś nieeleganckie, że powinnam robić wszystko na
krzywych,sztywno. Koleżanka rysowała w tym czasie rzeczy ołówkiem
skalowała je do odpowiednich rozmiarów i wkładała do swoich prac.
Wtedy pomyślałam, to daje
super efekt
, też spróbuję zrobić coś totalnie swojego i włożę to
do swoich projektów. Udało się !
Czy
masz jakichś mistrzów, ulubionych rysowników, grafików, artystów,
etc.?
Jeśli
chodzi o video to jestem aktualnie pod wrażeniem Vincenta Haycocka,
co do plakacistów strasznie cenię Dawida Ryskiego, Jacka
Staniszewskiego i Lecha Majewskiego, dwaj ostatni byli moimi
wykładowcami na Akademiach w Gdańsku i w Warszawie.
Plany
na przyszłość?
Plany
to trudny temat,trochę korci żeby wyjechać. Zakładam
działalność żeby zyskać więcej zleceniodawców, a reszta
planów? Jakoś to będzie, na razie jest tyle pracy, że nie
potrzebuję
konkretnego planu na przyszłość,
od czasu do czasu tylko obejrzę się za siebie i pomyślę : jest ok
i wracam do pracy.
Dziękuję Agnieszce za poświęcenie czasu, którego ma na prawdę bardzo mało, tym bardziej doceniam, że znalazła go troszkę dla mnie, Was zachęcam do zaglądania na fanpage Agnieszki (jeśli jeszcze tego nie robicie hehe),bloga na platformie tumblr, oraz do przeglądnięcia portfolio na Behance. Każdemu życzę tyle energii do pracy.
Etykiety:
agnieszka diesing
,
fotografia
,
grafika
,
malarstwo
,
sfinks 700
,
tumblr
Subskrybuj:
Posty
(
Atom
)