czwartek, 18 kwietnia 2013

Serialowa moda, czyli dlaczego Hannah Horvath jest nową Carrie Bradshaw.

Lubicie seriale? Pewnie duża liczba z was lubi, jedni te bardziej ambitne inni mniej wymagające, oczywiście nie mnie oceniać, które są które. Od kilku lat w Polsce i na świecie trwa serialowa mania, historie w odcinkach przyciągają miliony widzów, a odkąd za sprawą internetu możemy zobaczyć kilka odcinków z rzędu, niekoniecznie czekając, aż w dalekiej przyszłości Telewizja Polska zakupi daną produkcję, na serialową manię cierpi większa część moich znajomych. Przechodzą kolejno różne okresy fascynacji, pamiętam kiedy wszyscy dyskutowali co wydarzy się w kolejnym odcinku Six Feet Under albo jak kolejno zarywano noce nie mogąc oderwać się od angielskich Misfits.

Ja w tym miejscu pragnę skupić się na tym jakie znaczenie ma serialowa moda, bo przecież o modzie, a nie o czymś innym jest mój blog. Nie trudno zgadnąć, że znaczenie ma ogromne, do dziś pamiętam jak z wypiekami na twarzy czekałam na kolejny odcinek Sex and The City ( w owym czasie serial emitowany był na kanale Wizja1), aby zobaczyć niesamowite (wtedy wydawały się niesamowite) kreacje czterech przyjaciółek z Manhattanu. Myślę, że to jak ubierały się Carrie, Samantha, Miranda i Charlotte miało ogromny wpływ na szafy oglądających popularną serię kobiet. Patricia Field, stylistka i projektantka dobierająca stylizację dla bohaterek SATC, w każdym odcinku dawała z siebie wszystko. W efekcie mogliśmy oglądać przebojową, zawsze lekko kontrowersyjną Carrie, która szczególnie w pierwszych seriach przypominała skrzyżowanie Cindy Lauper z bohaterkami Dynastii, seksowną do granic możliwości, ale nie wulgarną Samanthę, „męską” w stylizacjach, ale równie seksowną Mirandę i słodką, elegancką niczym Grace Kelly i Audrey Heppburn razem wzięte Charlotte. Podsumowując każdy w serialu mógł znaleźć coś dla siebie, postaci bowiem nie tylko pod względem charakterologicznym były od siebie różne. Na równi odmienne były ich style i sposób „noszenia się”. Przez serial przewinęli się chyba wszyscy warci uwagi projektanci, na stronie HBO poświęconej serii można zobaczyć wybrane looki z opisami co dokładnie mają na sobie aktorki. Niewątpliwie ten swoisty product placement napędzał sprzedaż i popularność markom, z którymi podjęto współpracę. Poniżej kilka wybranych stylizacji, tych ponadczasowych i tych, które dziś mogą wydać się nam co najmniej kontrowersyjne jeśli nie tandetne i straszne. 









Myślę, że w tym miejscu mogę się skusić o stwierdzenie, że SATC w dużym stopniu „nakręcił” modę w serialach. Wydaje mi się, że podobne znaczenie mają ubrania w popularnej Gossip Girl, ale nie wydaje mi się, że odgrywają tak istotną rolę jak w moim ulubionym Mad Men. Zaznaczam od razu, że nie jestem jakąś ogromną fanką lat 60 oraz daleki jest mi styl vintage, ale to co od kilku sezonów wyprawia Janie Brayant (kostiumograf serialu) za każdym razem łapie mnie za serce. Popularność serialu ukazującego życie amerykańskich copywriterów w latach 60 przerosła w pewnym sensie oczekiwania producentów właśnie dzięki garderobie i wspaniałym wnętrzom, jakie możemy zobaczyć na ekranie. Kostiumy, bo w przypadku produkcji AMC mówimy o strojach z epoki szyte są na miarę i w najdrobniejszych szczegółach przypominają te, które popularne były w owym czasie w USA. Podobnie jak stroje w SATC, ubrania bohaterów Mad Men dobierane są do charakteru postaci, w jakimś sensie oddają ich indywidualny styl. Swego czasu modą, którą przypomniał serial mocno zainspirowali się projektanci, mam tu na myśli Marca Jacobsa projektującego dla Louis Vuitton i dom mody Prada. Serial obejmuje kilka lat i jest to widoczne także w prezentowanych ubiorach. W pierwszej serii możemy zobaczyć rozkloszowane spódnice na bogatej warstwie halki podkreślające talię bohaterek, a w ostatniej, która sięga prawie lat 70 pojawia się spódniczka mini. 



Mad Men zapewnia nam wspaniałą estetyczną podróż do przeszłości, Sex and The City pokazuje jak wspaniale można bawić się zawartością praktycznie każdej szafy, a co decyduje o ogromnej popularności nowej produkcji HBO o prostej i wdzięcznej nazwie Girls?
Na pewno w jakimś stopniu styl bohaterów. Zastanawiające jest w tym przypadku jedynie to, że nie mamy tu do czynienia z elegancją, no może w przypadku Marnie trochę mamy, ale traktując wszystko całościowo najtrafniejszym określeniem będzie „zwyczajny”. Bo taki chyba jest styl bohaterek serialu. Znów mamy do czynienia z czterema dziewczynami, znów akcja dzieje się w Nowym Jorku, tym razem jednak wszystko wydaje się mniej kolorowe, bohaterki wiodą smutne życie pozbawione większego sensu, a może właśnie owego sensu w tej historii poszukują. Klimat Girls jest wspaniały, myślę, że w dużym stopniu za sprawą Leny Dunham, która jest zarówno twórcą serii jak i odtwórczynią głównej roli. Już w kilku miejscach spotkałam się z określeniem, że grana przez nią Hannah Horvath to nowa Carrie Bradshaw i myślę, że jest w tym dużo racji. Nowa Carrie ma nadwagę, dobiera nieadekwatne do swojej sylwetki fasony, wszystko trochę w stylu nowojorskiego Bushwick, ale w ten sposób wydaje się bardziej rzeczywista, prawdziwa, naturalna, bliższa widzom. Pozostałe dziewczyny to hipisowska i charakterna Jessa, elegancka i przykładna Marnie oraz grzeczna i ułożona, może trochę infantylna zarówno z charakteru jak i wyglądu Shoshanna.Oczywiście w serialu nie brak męskich postaci, równie zwyczajnych i sympatycznych jak charaktery żeńskie. Nie mogę doczekać się kolejnych odcinków. 


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz